Witajcie!
Czasem zdarza się że na coś dobrego musimy poczekać. Ja już tak czekam od 1 września...i doczekać się nie mogę...Niech ten marazm egzystencjalny się już skończy...Proszę...
Najwyraźniej na zmiany muszę jeszcze poczekać i owy stan zawieszenia, poprawiam sobie od czasu do czasu zakupami kosmetycznymi. Wręcz mały haul kosmetyczny mi się udał, ale kilka produktów do włosów pokażę wam innym razem.
Oto część z moich ostatnich zdobyczy:
Jako że należę do klubu Rossmann, mimo tego że jestem w UK, dostaję na maila wszystkie informacje o nowościach w sieci Rossmann, dlatego też wiem że do Rossmanna wchodzi Sally Hansen. Już wcześniej można było zaopatrzyć się w produkty do paznokci tej firmy, ale teraz jest większy wybór. Ja również zaopatrzyłam się w lakiereczki Sally Hansen, tylko że w UK. W sieci Boots widziałam je za około 7 funtów. Moje kolorki to "Without a Stitch" oraz "Terracota".
Nie zrobiłam zdjęcia pędzelka więc musicie mi uwierzyć na słowo- pędzelek wygląda jak łopatka lub szpatułka, czyli jest dość duża i trzeba uważać jak malujemy pazurki. Pierwsze wrażenia- lakier świetnie się rozprowadza, nie pozostawia zacieków, i fantastycznie szybko wysycha! Ja swoich pazurków nie oszczędzam, rzadko zakładam rękawiczki do jakichkolwiek prac, więc każdy lakier utrzymuje się u mnie bardzo krótko. Chociaż gdybym miała dobry topcoat..hmmm?
Kolejni lakierowi bohaterowie:
Te dwa są zaś z firmy Revlon. Ten śliczny śliwkowy kolor, który na zdjęciu wygląda niebiesko ale to przekłamanie jest, ma numerek 799 i zwie się "Plum Night". Uwielbiam fiolety, a ten kolorek jest niesamowicie ciemny i wygląda rewelacyjnie elegancko na paznokciach. Ten jasny zaś o numerku 910 to "Barely Peach" i jest moim ulubieńcem! Ma cudnie mleczne zabarwienie na baznokciach z lekką brzoskwinką. Wygląd abardzo estetycznie i elegancko. Dla mnie jest idealnym zastępcą do Essie "Mademoiselle" oraz do Inglot nr.2. Oba lakiereczki na moich eksploatowanych paznokciach
utrzymują się do kilku dni (5).
Zakupiłam jeszcze lakier z firmy Chit Chat która dostępna jest w taniutkich "funciakach" w UK (coś jak Polskie sklepy za 5 złotych tylko że tam za funta można dostać o wiele wiele wiele więcej). Jest to lakier nawierzchniowy o złotawo-miedzianych drobinach. Całkiem ładnie się prezentuje, ale długooo schnie:/.
W moim małym haulu znalazło się miejsce dla trzech błyszczyków do ust: Widoczne na pierwszym zdjęciu "Nivea- Volume Shine Wonder Full", oraz błyszczyki Sally Hansen:
I znów małe przekłamanie kolorku:/ Eh...Ten ciemniejszy z Sally Hansen to "Spicy Sienna" a ten jaśniejszy to "Sweet Nectar". Mają taki śliczny pędzelek a nie szpatułkę, więc są wygodniejsze w użytkowaniu. Z wszystkich trzech produktów jestem bardzo zadowolona.
Przyszła kolej na ostatni produkt, mianowicie korektor w sztyfcie, firmy "W7" w odcieniu Light Medium. Sztyfcik zawiera w sobie wyciąg z zielonej herbaty. Ma bardzo delikatne krycie, ale na moją raczej mało problemową cerę nadaje się.
Się rozpisałam;)
Teraz gwóźdź programu. Myślicie że dużo wydałam na te małe zakupy? Otóż nie:P W moim małym miasteczku w Anglii, znajduje się sklepik do którego trafiają nadwyżki produkcyjne, bądź produkty z małym defektem- np nienadrukowanym odpowiednio kodem kreskowym czy literówką. Każdy z wyżej wymienionych produktów zakupiłam za JEDNEGO funta! :) Zawsze miałam talent do wynajdywania tanich rzeczy;) Cieszę się ogromnie, bo nie lubię dużo wydawać pieniędzy na kosmetyki, i wcale ich tak dużo nie mam. W ostateczności na te zakupy poświęciłam jedynie 9 funtów!!!;)
Tanie zakupy zakupami, ale dobry Top Coat by się przydał. Jakieś sugestie?
Bardzoooo się cieszę i zabieram za mały manicure.
Mimo niesprzyjającego losu, dziś wyjątkowy dzień, i zamierzamy go z Grahamem spędzić wyśmienicie:)
Zapraszam do pozostawiania komentarzy;)
Buziaki kochani:*
pozdrawiam serdecznie
Prettyington
xxx